wtorek, 27 stycznia 2015

Take me out

Publikuję kolejny rozdział. Dlaczego? Nie wiem, może to przez ten felerny dzień i mój wisielczy nastrój? Nie, nie przypisujmy zasług złu tego świata.

{ III }


Gerard nie mógł zasnąć przez długi czas. Wiercił się po całym łóżku, aż w końcu postanowił zejść na dół, by czegoś się napić. Zdziwił się, gdy zastał kogoś w kuchni. 

- Dlaczego nie śpisz? - spytał. 


Frank spojrzał na niego spod przymrużonych powiek. 


- Mówiłem, że mam ochotę na herbatę. Poza tym... nie potrafię 
spać, gdy jest pełnia. 


Upił łyk z kubka, po brzegi wypełnionego aromatycznym płynem; już trzeciego z kolei. 


- A ty co tu robisz? - zagadnął po chwili. 


- Nie mogę spać - odparł krótko i nalał sobie soku z lodówki, po czym usiadł przy stole i wbił spojrzenie w blat. Nie chciał rozmawiać z Frankiem po tym, co stało się nie tak dawno temu.


Iero usiadł naprzeciwko niego. Wciąż pijąc malutkimi łyczkami napój. Chciał z nim pogadać, co więcej, czuł, że musi to zrobić, że musi wyjaśnić mu pewne kwestie, ale teraz, akurat teraz, gdy miał wręcz idealną okazje, nie widział jak zacząć. 
Zawsze uważał, że tego typu rozmowy są proste i zawsze dziwił się ludziom, których praktycznie każde wypowiedziane zdanie, poprzedzała chwila ciszy. Ale w obecnej sytuacji jego zdanie zmieniło się. Szczerość i wyłożenie kart na stół, wcale nie przychodzi tak łatwo jak mu się wydawało. 

- No więc - zaczął nieśmiało - Przepraszam.

- Ciężko mi przyjąć twoje przeprosiny - westchnął Gerard i spojrzał mu w oczy. 


- Zaufałem ci tylko trochę, a ty już to wykorzystałeś, Frank - dodał i wstał od stołu. 

Odłożył kubek do zlewu i pośpiesznie go umył.

Iero naprawdę nie wiedział, co powinien zrobić. Czuł się okropnie, dopiero teraz dotarło do niego, że zawiódł zaufanie mężczyzny. W tym samym momencie dotarło do niego, że... pierwszy raz przydarzyło mu się coś takiego. Że faktycznie czegoś żałował, że liczył się z uczuciami drugiej osoby i ten fakt mu się nie spodobał. Nie chciał być miękki i karny, lubił tą swoja upartą naturę, jak również i to, że zawsze sięgał po to, czego chciał. To było bardzo wygodne. Zbliżył się więc do Gerarda i objął go ramionami w pasie.


- Co ty robisz?! - spytał Gerard i starał się wyrwać z jego uścisku, lecz Frank był zbyt silny. Way był wściekły na samego siebie, że pozwolił sobie od tak porzucić wszystko i pokładać nadzieję w kimś takim jak brunet. Żałował tego ze wszystkich sił. 


Frank zbliżył swoje usta do ucha czarnowłosego i dotknął je lekko końcówką języka. Pragnął go, chciał go mieć...


- Frank przestań, proszę! - jęknął Gee.


Iero go jednak nie słuchał. Szarpnął go gwałtownie, tak, że ten wylądował na podłodze. Brunet ułożył się wygodnie ponad nim i 
zaczął obcałowywać jego twarz i szyję. A po chwili jego dłonie odpięły pasek spodni mężczyzny, by już po chwili zabrać się za ten jego. Był podniecone i zdesperowany. Zaślepiony rządzą. Nie miał pojęcia co się dzieje wokół niego, Gerarda słyszał jakby przez mgłę.


- Frank, błagam... - wydusił przez zęby, a po jego policzku potoczyła się łza. 


Gerard ze wszystkich sił starał się od niego uciec, lecz Frank przyciskał go do ziemi całym ciałem. Nie panował już nad emocjami; płakał i krzyczał, nie przejmując się jak wygląda.


Iero otarł się parę razy swoim kroczek o czarnowłosego, nie potrafiąc powstrzymać przy tym gardłowych jęków ulgi.


- Zawiodłem się na tobie - westchnął przez łzy i przestał się ruszać. To co robił brunet przynosiło mu ból, lecz teraz nie zwracał już na to uwagi. 


Frank drgnął i utkwił spojrzenie swoich miodowych oczu w zielonych tęczówkach mężczyzny, w których krył się strach, żal i smutek. Źrenice bruneta rozszerzyły się gwałtownie pod wpływem tego widoku, a jego nacisk na ciało Gerarda zmalał. On nie chciał... On... Zlazł z mężczyzny, wstał i zrobił kilka kroków w tył. Pokręcił gwałtownie głową, chcąc odegnać od siebie te wszystkie myśli i uczucia, jakie szalały we wnętrzu jego czaszki.

Way wciąż nie podnosił się z podłogi. Nie miał pojęcia co się właśnie stało. Czyżby Frank się jednak opamiętał. 


- O co ci chodzi?- spytał, po kilku minutach ciszy i stanął naprzeciwko niego. 


- Ja... - zaczął Iero i wbił swój wzrok w podłogę - Ja, nie chciałem... Gerard, ja nie chciałem...


Frank jąkał się, mówiąc jakieś niespójne frazy, w które próbował ubrać swoje odczucia. To nie było łatwe, a on sam był rozstrzępiony po tym jak dotarło do niego, co mógł zrobić, co chciał zrobić.


-Ty mnie prawie zgwałciłeś Frank - powiedział z wyraźnym wyrzutem i ruszył do swojego pokoju.


Nie mógł już patrzeć na bruneta i chciał jak najszybciej zostać samemu. 

Iero patrzył na oddalającą się sylwetkę, a jego gardło zacisnęło się. Nie... To nie mogło tak wyglądać. On by go przecież nie... Rosła w nim złość, złość na samego siebie; samolubność, teraz postrzegał ją jako najgorszą za swoich cech. Mógł go zranić, skrzywdzić. Walnął 
zaciśniętymi pięściami w kuchenny blat, aż zabolały go kłykcie.


Gerard, gdy tylko zamknął swoje drzwi oparł się o nie i zjechał na podłogę. Płakał, choć było mu wstyd przed samym sobą, że to robi. Nic go nie bolało, lecz całkowicie rozczarował się na Franku. Nie mógł uwierzyć, że tuż po tym, jak trochę mu zaufał, ten już to zaniedbał.


Brunet za to w dalszym ciągu znajdował się w kuchni. Stał na przeciwko sporej wielkości okna i patrzył na widok za nim zamglonym wzrokiem. Księżyc, olbrzymi i piękny, wyraźnie odznaczał się na tle granatowego nieba, którego nie przysłaniała ani jedna chmura. Frank jednak nie zwrócił na ten osobliwy obrazek uwagi. Zamknął się w świecie swoich własnych uczuć i próbował zaprowadzić w nim porządek. Zaciskał mocno palce na krawędzi blatu, a jego ramiona trzęsły się lekko.
Był draniem, skurwielem, taka była jego pierdolona natura. Traktował ludzi jako zagrożenie, jego życiową dewizą mogło być; dopadnij innych, zanim oni dopadną ciebie. Był bezwzględny, momentami wręcz okrutny, manipulował, rzadko kiedy miewał wyrzuty sumienia. To w sumie pomagało mu w pracy; skupienie, umiejętność planowania i znajdowania słabych punktów. Był 
biznesmenem, a w biznesie mogą przetrwać jedynie silni. 


Dlaczego więc teraz, te wszystkie cech dzięki którym odniósł sukces, wydają się być utrapieniem, najgorszymi przywarami. Dlaczego w ostatnim momencie, gdy już był prawie u celu, odezwało się zapomniane przez niego sumienie? Ten mężczyzna, Gerard, on był inny. Frank już teraz wiedział, że stał się on dla niego kimś wyjątkowym; budził w nim ludzkie odruchy. A zareagował tak wtedy, no właśnie; dlaczego?
Iero bał się swoich uczuć, zaangażowania. Ale z czarnowłosym; nie wiedział czy da radę, nie był pewien, ale on po prostu chciał się dla niego zmienić. Nie chciał żeby mężczyzna się go bał, czy żeby mu nie ufał. Chciał być dla niego podporą, kimś wyjątkowym, kimś z kim będzie mógł dzielić swój czas.

Westchnął i przeczesał palcami włosy. Wiedział, że powinien coś zrobić, coś cokolwiek. I mimo że nie uważał swojego pomysłu za najmądrzejszy, skierował swe kroki w stronę pokoju Gerarda. Nie miał pojęcia jak ten go przyjmie, jak zareaguje.


Gdy dotarł pod właściwe drzwi zastukał w nie lekko i czekał. 


- Idź sobie!- krzyknął Gerard przez łzy, które zaczęły bezustannie toczyć się po jego policzkach. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak płakał, lecz nie wiedział też, dlaczego aż tak zraniło go zachowanie mężczyzny. Nie miał jednak zamiaru z nim rozmawiać, a już na pewno nie chciał słuchać jego przeprosin i wyjaśnień... A może Frank przyszedł do niego, by dokończyć to, co zaczął wcześniej?

Ciałem Iero wstrząsnął dreszcz. Oparł czoło o drewnianą powierzchnię i starał się zebrać myśli. To co usłyszał... Wstrząsnęło nim dogłębnie. Wiedział, że Gerard płakał, płakał przez niego. A jego łamiący się głos, który mimo wszytko jednak nie brzmiał słabo, a to za sprawą złości i nienawiści kierowanej w stronę bruneta. 

- Gerard - rzekł cicho Frank - Ja... 


Mężczyzna jednak nie dał mu dokończyć. Gwałtownie otworzył drzwi i spojrzał na niego czerwonymi od płaczu oczami. 


- Co ty?! Czego chcesz? Znowu będziesz mnie molestował?!- krzyczał i popychał go dłońmi, aż wpadł na ścianę. Nie mógł znieść jego widoku, bo przypominał mu o tym co zrobił. Gerard jeszcze przez jakiś czas okładał go pięściami w klatkę piersiową, a później ukucnął 
i skulił się na ziemi. 


Iero spojrzał na niego, a w jego miodowych tęczówkach krył się smutek. Bał się, bał się o tego człowieka, który w przypływie silnych emocji stawał się gwałtowny i nieprzewidywalny. Brunet wolno, bardzo wolno podszedł do niego. Nie wiedział czy dobrze robi, ale czuł, że nie może tak tego zostawić.


- Gerard - wyszeptał, kucając przy nim. Dotknął leciutko opuszkami palców jego ramienia. Nie chciał go spłoszyć, a wiedział, że każdy fizyczny kontakt wprowadza niepokój i niepewność (jakby bez niego im nie towarzyszyły). Niemalże od razu cofnął rękę, gdy zorientował się, że mężczyzna spiął się na całym ciele. 


- Ja nie chciałem. Nie wiem co się ze mną stało - mówił cicho, a jego głos był słaby i przepełniony bólem. 


- Skąd mogę wiedzieć, że to się nie powtórzy?- spytał, podnosząc głowę. Nie wiedział dlaczego, lecz całe jego ciało zaczęło się trząść i z trudem utrzymywał się na nogach. 


Frank wbił swoje spojrzenie w zielone tęczówki czarnowłosego. Były one twarde i niewzruszone, dostrzegał w nich... wyzwanie. Ma go już nigdy nie zawieść, ma być dobry, nie tylko dla siebie, ale również dla niego; dla Gerarda.  
Przełknął głośno ślinę. 


- Bo ci to obiecuję - rzekł - Obiecuję, że już nigdy cię nie zawiodę ani nie skrzywdzę. Jeśli to zrobię... Każ mi iść do diabła, ale proszę, daj mi szansę. 


Way przygryzł nerwowo wargę; nie spodziewał się takiej odpowiedzi, jednak cieszył się, że Frank tak to ujął. Starał się z tym walczyć, lecz zaczęło mu zależeć na brunecie i choć stracone zaufanie trudno odzyskać, postanowił dać mu szansę. 


- Dobrze - szepnął i opadł na kolana, lądując tuż przed nim. 


Wyciągnął ramiona do przodu i powoli otoczył nimi szyję chłopaka. 

Frank był zaskoczonym tym gestem ze strony Gerarda. Odwzajemnił jednak uścisk, przyciągając czarnowłosego do siebie. 


- Już nigdy... - rzekł cicho i spojrzał mu w oczy. Zobaczył jedną z ostatnich łez spływającą w dól po policzku mężczyzny; starł ją palcem w połowie drogi. 


Chłopak spojrzał na niego i po raz pierwszy od dłuższego czasu się uśmiechnął. Położył dłoń, na szyi Franka i zaczął ją gładzić. 


Iero zadrżał pod wpływem miłego dotyku, ale opamiętał się.


- Chyba... - odchrząknął, robią krótką pauzę - Powinniśmy pójść spać. 
Gerard potrząsnął głową, by sprowadzić myśli na ziemię. 


- Tak... Jasne - westchnął.

Frank podniósł się z podłogi i pomógł uczynić to samo towarzyszowi. 


- Dobranoc - rzekł ciepło i udał się wolnym krokiem w stronę swojej sypialni, zostawiając Gerarda samego. 


Zanim jednak przekroczył próg swojego pokoju, zerknął jego raz przez ramię na mężczyzny i posłał mu nikły uśmiech. Chłopak odpowiedział tym samym, a jego wyraz twarzy nie zmieniał się do czasu, gdy zasnął. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo wybaczył Frankowi, ale było w tym chłopaku coś, co mówiło, że warto mu wierzyć. Czyżby Gerardowi udało się wzbudzić w nim jakieś uczucia? 

2 komentarze:

  1. No nieeee, w takim momencie, a miałam jeszcze nikłą nadzieję, że chociaż się pocałują na koniec rozdziału xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgłaszam się, że jestem obecna na tym blogu! Opowiadanie mnie urzekło. Czytałam już wiele Frerardów, ale jeszcze nie o takiej fabule. A często w niektórych pojawiały się podobne. Natomiast ten ff jest oryginalny :)
    Mam nadzieję, że Frank nie zawiedzie Gee. Tylko tego by brakowało, żeby wszystko zepsuł ://

    OdpowiedzUsuń